Pusto tu!!! Dlaczego?! Chyba Pana u-duszę! Dlaczego mając tyle do powiedzenia i pokazania nic Pan nie pisze!!!? Na dobry początek niech Pan wrzuci Życie Warszawy, chociaż naszą rozmowę lub artykuł. A jeśli nie… to się na Pana obrażę!
(…) bo nie lubię już pisać w internecie? bo to lotne i ulotne? bo po co się powtarzać? bo internet rozczarowuje? bo rozmowa jest lepsza? bo czasu mało? bo pracy dużo? bo realne życie smakuje? (…)
To fragment z maili między Panią Anną a mną. Nie wdając się w szczegóły – robię o co zostałem poproszony, poniższe teksty kopiuję i wklejam. Te teksty to swoista archeologia, bowiem pochodzą z 2007 roku, ukazały się w lokalnej gazecie. Później w okrojonej formie wspomagały seo strony tarocista.pl
Tarocista z duszą
Pokój w stylu retro. Tak zapewne większość z nas określiłaby gabinet, w którym przyjmuje tarocista Igor Alexander. Jednak, czy niepowtarzalną atmosferę można nazwać „stylem retro”? Choć ów klimat robi wrażenie, nie jest zamierzonym efektem stylizacji; nie epatuje, nie przytłacza. Wnętrze z duszą, takie określenie w pełni oddaje nastrój wspomnianego pomieszczenia – po prostu wygląd mieszkania z dwudziestolecia międzywojennego. Tam nawet najmniejszy drobiazg jest na swoim miejscu, niezmiennym od lat – przypomina ludzi i chwile. Mahoniowe antyki, książki, stare fotografie, porcelanowe bibeloty, karty po babci, przedwojennej wróżce – tego się nie zapomina. Z pamięci nie uleci również rozmowa z tarocistą.
Igor Alexander jest warszawiakiem. Wprawdzie dom jego dziadków nie ocalał w czasie wojny, ale ocalały niektóre meble i bibeloty, które teraz zdobią wnętrze jego mieszkania w zacisznej części miasta – jaką, bez wątpienia, jest Saska Kępa.
Do Pana Alexandra, trafiłam poprzez linię 0700, tę ośmieszaną w mediach „siedemsetkę”, gdzie to niby nie wiadomo, z kim się rozmawia, nie wiadomo czy interlokutor ma w ogóle jakieś karty, czy nie odbiera tzw. asystent. Wszystko to okazało się wierutną nieprawdą.
Telefon, przedstawiając się, odebrał, jak wywnioskowałam po głosie, młody człowiek, ale ze sporym doświadczeniem życiowym, już w pierwszych słowach wyczuło się klasę. Język, którym do mnie mówił był bezbłędny, słowa układały się w sensowną całość, a to rzadkie zjawisko w dzisiejszych czasach. Ponadto słychać było, że wie, o czym mówi. Miałam wtedy pewien zawodowy problem, z którym w żaden sposób, nie mogłam się uporać, a znajomi wyczerpali już wszelkie pomysły.
Tarocista Igor Alexander spokojnie odpowiadając na każde pytanie, znalazł rozwiązanie problemu. Gdy po latach znów nie umiałam się uporać z jakąś sprawą, umówiłam się tym razem na osobiste spotkanie. Znów trafił w dziesiątkę.
Po tej wróżbie zaczęłam zwykłą dziennikarską pracę, której efektem jest niniejszy tekst. Zadałam wiele pytań i powstał obraz współczesnego tarocisty, Igora Alexandra.
Droga ku przeznaczeniu
Swój niezwykły dar ma po przodkach. Zainteresowanie kartami wzięło się stąd, że mama, zamiast opowiadać synkowi bajeczki do poduszki, opowiadała mu o drodze Głupca, inaczej Wędrowca aż po kartę zwaną Świat, czyli, krótko mówiąc, przekazywała mu wiedzę o tzw. Major Arkanach tarota. To był jego pierwszy „kurs” ezoteryki. Gdy Pan Igor był już dorosłym człowiekiem, zaczął sam zgłębiać tarotową wiedzę, a później stawiać karty. Wówczas popularna stawała się forma wróżenia przez telefon, więc zaczął w ten właśnie sposób pracować w domu i tak, nieprzerwanie od lat, robi to pod osobistym numerem 700, choć nie stroni od spotkań w swoim czarownym gabinecie.
Według niego nie ma różnicy, jak się rozmawia z Klientem: osobiście czy przez telefon, za to dla osoby mającej problem jest to duża wygoda, bo nie wychodząc z domu – uzyskuje profesjonalną poradę, sama ustala czas rozmowy, ma zagwarantowaną anonimowość, dyskrecję i pewność, że nikt inny nie odbierze telefonu.
Przyznam, że forma telefoniczna bardziej mi odpowiada, bo jako zabiegana osoba, liczę każdą minutę, a fakt, że mogę zadzwonić w dowolnej chwili, jest po prostu komfortem. A przede wszystkim tak zwana jakość usługi. Nie muszę sobie zadawać trudu, by wytłumaczyć, co mnie nurtuje. Igor Alexander w lot chwyta pytanie i wyczerpująco, błyskawicznie odpowiada, choć chwilę zajmuje mu tasowanie kart, których szelest słyszę w słuchawce, ale to ma swój wdzięk.
Ważne jest również to, że tarocista nie przepytuje mnie, nie wyciąga ode mnie informacji, żeby na ich podstawie powiedzieć to, co bym chciała usłyszeć. Nie prosi o podawanie imion, nazwisk, dat urodzenia. To on jest od mówienia, ja – od słuchania.
Nie jest astrologiem, choć nie neguje sensu tego ważnego działu ezoteryki. Wielu wróżbitów wspomaga się astrologią, numerologią. Nasz bohater daleki jest od tego, jego domeną są karty. Uważa, że w tarocie „coś jest”, a wyliczanki numerologiczne to suche cyfry, które nic nie wnoszą w karcianą, ani w żadną, prognozę. Mówi mniej więcej tak: to są ogólniki. Wiadomo, że numerologiczna Dziewiątka ma takie i takie cechy, że zodiakalny Lew charakteryzuje się tym a tym, ale co z tego wynika? Lew Lwu nie jest równy, tak jak Dziewiątka Dziewiątce, cóż zatem może z frazesów wynikać? Czy one odpowiadają na pytanie zadane kartom? Według niego – nie.
Igor Alexander jest konkretny w tym, co i jak mówi, uważa bowiem, że przeciąganie zarówno spotkania w gabinecie, jak i rozmowy telefonicznej, jest naciąganiem Klienta, zatem nadużyciem. Jego motto to: etyka zawodowa przede wszystkim, co bez wątpienia wiąże się z wychowaniem, w duchu szacunku do drugiego człowieka i wróżbiarskiego zawodu. Hasło „wyścig szczurów”, „rozpychanie się łokciami”, „pogoń za kasą” są mu kompletnie obce. Po prostu lubi to, co robi. Lubi ludzi, dla których wykonuję tę pracę.
To w dużym skrócie o Panu Igorze Alexandrze, ale pragnę jeszcze raz powrócić do jego gabinetu.
Spotkania przy Tarocie… Rozmowy przy Tarocie…
W rogu pokoju stary zegar, każdy seans rozpoczyna się z wybiciem pełnej godziny, tak samo się kończy. Zaintrygowała mnie ta niezwykła cisza, w której króluje tylko tykający zegar. Gdy spytałam Pana Igora, skąd to ciepło, dlaczego ta cisza, dlaczego taki entourage, powiedział, że tak wyglądał jego rodzinny dom. On sam najlepiej się czuje w takiej atmosferze i ma głębokie przeświadczenie, że jego Klienci również dobrze się czują, siedząc przy okrągłym stoliku, na którym stoi herbata w filiżankach; to, według Pana Igora, sposób, by przełamać lody i ułatwić Klientowi poznanie odpowiedzi na nurtujące go pytania. Jak mi się zwierzył, gdy zegar nieubłaganie wybija koniec wizyty, odwiedzające go osoby nie mają ochoty wychodzić.
Wcale im się nie dziwię. Sama od czasu do czasu, gdy mam jakiś problem, wracam do niego na rozmowy przy tarocie.
autor: dziewanna
dziewanna(at)mailplus.pl

„Ja nie czuję się kimś niezwykłym, po prostu wykonuję zwyczajny-niezwyczajny zawód”
Wywiad z warszawskim tarocistą Igorem Alexandrem
Umówiłam się na rozmowę z tarocistą Igorem Alexandrem, który przyjmuje klientów w swoim gabinecie w Warszawie oraz odbiera telefony pod osobistym numerem 0700. A umówiłam się głównie z powodu owej siedemsetki, która ciągle budzi tyle emocji. Tarocista wysłuchał nagrania z dyktafonu, nie miał uwag i wyraził zgodę, bym je spisała, co niniejszym czynię.
–Proszę mi powiedzieć, czym się różni spotkanie osobiste od rozmowy przez telefon? Tylko, bardzo proszę, bez reklamy siedemsetek, proszę rzetelnie powiedzieć, dlaczego wybrał Pan taką formę?
Niczym, to jest taka sama rozmowa, taka sama terapia (bowiem często rozmowa ma charakter bardziej terapeutyczny niż stricte wróżebny), jak w czasie spotkania przy stoliku, na którym leżą rozłożone karty i siedzą przy nim dwie osoby: Klient i ja. Osoby, które dzwonią z problemem – chcą być całkowicie anonimowe, więc niejednokrotnie nie podają swoich imion. Chcą same decydować, o czym usłyszą, ile zapłacą, a taką możliwość daje im wyłącznie rozmowa telefoniczna. Wiadomo, że w gabinecie stawka jest z góry ustalona, a seans trwa określony czas.
–Co to znaczy, że chcą same decydować, o czym usłyszą?
Proszę Pani, ja nie interpretuję kart życzeniowo, a to co powiedziałem odnosi się do, nazwijmy to: „odporności psychicznej Klienta”. Niejednokrotnie karty pokazują coś, czego Klient nie chce usłyszeć, bo zadzwonił po gotową odpowiedź, której nie uzyskał i wtedy na przykład odkłada słuchawkę. To jest właśnie decydowanie o tym, ile i co chce dana osoba wiedzieć.
–Przed wywiadem wspominał Pan, że stawia Pan karty tarota i Mlle Lenormand. Czy ma to jakieś znaczenie dla Pana, czy może dla Klienta?
Jestem tarocistą, a sentyment do kart Mlle Lenormand i kart klasycznych ma związek z moimi rodzinnymi wróżebnymi tradycjami. Babcia i mama były wróżkami, właśnie babcia stawiała te karty i właśnie po niej odziedziczyłem talię Mlle Lenormand i inne. Czy ma to znaczenie? Właściwie nie, czasem Klienci proszą o inne karty niż tarot, bo tarot przynosi nieszczęście, bo kościół nie akceptuje tarota – z takimi opiniami często się spotykam i, szanując zdanie osób, które do mnie dzwonią, wybieram talię jakby na życzenie.
–Może moje pytanie zabrzmi głupio, ale spytam, bo na pewno moich czytelników to zainteresuje: skąd ma Pan klientów? Z reklam, tzw. poczty pantoflowej?
Naturalnie, reklamuję moje usługi w różnych czasopismach, ale wiele osób przychodzi czy dzwoni z polecenia. Komuś coś się potwierdziło, ktoś, dzięki moim kartom, znalazł rozwiązanie swojego problemu, więc mówi znajomemu, że warto, itd.
–A dlaczego zajął się Pan ezoteryką? Na fali mody? Z chęci bycia kimś niezwykłym, bo tak się postrzega wróżbitów?
To, jak mówiłem, tradycja rodzinna. Karty towarzyszyły mi od dzieciństwa, co nie znaczy, że nie bawiłem się samochodami czy nie grałem z kolegami w piłkę. Karty w domu były zawsze, mama często wróżyła, opracowywała różne rozkłady, a mnie to intrygowało. Zadawałem jej wiele pytań, na które chętnie odpowiadała. Wróżbiarstwo to niezwykły zawód, stary jak świat. Ja nie czuję się kimś niezwykłym, po prostu wykonuję zwyczajny-niezwyczajny zawód. Lubię być potrzebny.
–Wrócę jeszcze raz do tej siedemsetki. Czy wróżenie „na odległość” nie jest jednak gorszej jakości?
Zdecydowanie nie. Może wymaga od wróżbity znacznie większej koncentracji, bo nie widzi się reakcji na twarzy Klienta, bo czuje się z nim nieco inną więź, ale jest to dokładnie ta sama praca, którą mam do wykonania. Odbieram telefon, tasuję karty, potem je rozkładam i odpowiadam na pytania. Nie ma więc, naprawdę, żadnej różnicy w jakości mojej pracy, a jak podkreślam, taka forma rozmowy zapewnia Klientowi znacznie większą swobodę.
–I ostatnie pytanie: gdzie można Pana znaleźć i co Pan proponuje?
Od 2005 roku mam swoją stronę internetową www.tarocista.pl Udzielam się na społecznościowej stronie Grono, gdzie piszę o retro Warszawie i wróżbitach z tamtych lat: Eugenii Palej, Wacławie Pyffelo, Szyllerze Szkolniku, Henriettcie Zofii Lullier – kabalarce epoki stanisławowskiej – niejako szerzej przywracam pamięć o nich, w internecie przed rokiem 2007 nie było nawet wzmianki, obecnie jest trochę informacji dzięki moim wpisom. Staram się nieco odczarować zapomniane początki – przypominam, że od wczesnych lat 20. na polskim rynku były przekłady dotyczące tarota. Rodzima pierwsza publikacja, to obszerny tekst opublikowany w 1925 roku w miesięczniku „Z całego świata”, autorem był Mieczysław Jarosławski. Pierwsze polskie próby opracowania talii także nastąpiły w przedwojniu, do dnia dzisiejszego zachowały się dwie z tych kart, Księżyc oraz As Pucharów. Natomiast w 1947 roku Arkana Wielkie (plus dodatkowe karty: Ona, On) opublikowano w czasopiśmie Przekrój, w formie artykułu. Autorem zabawnych rysunków był znamienity grafik Antoni Uniechowski. Warto wspomnieć, Uniechowski był wybitnym gawędziarzem, kochał Warszawę i… karty. Podobno był ezoterycznym uczniem samego profesora Józefa Albina Herbaczewskiego, poety, „satanisty tarociarza”, masona. Namalował kilka talii, w tym trzy tarotowe, jedna z nich ukazała się drukiem w latach 60. Raz w miesiącu wróżę bezpłatnie pod numerem komórki 0600 103 891. Odbieram połączenia pod osobistym numerem 0700, przyjmuję w gabinecie w Warszawie, na zaproszenie organizatorów eventów bywam w różnych miastach. A skoro o tym już mowa, dodam, że Igor Alexander jest jeden. Wróżbitów stale przybywa, imiona czy pseudonimy są powtarzalne, ale tylko ja się posługuję dwoma imionami w tej kolejności.
–Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
spisała: dziewanna
IX/2007
dziewanna(at)mailplus.pl





